...korespondencja służbowa i inne...


korespondencja służbowa




        Niezastąpiony sekretarz robił to doskonale.  Pierwsze minuty pracy, po zaparzeniu kawy porannej, spędzał przy komputerze, przeglądając moja pocztę służbową. Wypełniał to zadanie nader gorliwie. Nawet odniosłem wrażenie, że to lubi i ze zniecierpliwieniem zasiada do wykonania tej czynności. 
         Cieszyło mnie to... nie musiałem czytać tej bazgraniny, która doprowadzała mnie do szatańskiej wściekłości!!!    Już sam widok nadawcy powodował palpitacje serca. Czułem , jak  od drżącego żołądka w górę mojego ciała i dalej po czubki palców ogarnia mnie fala czegoś, co przypomina  niepohamowaną złość, tak silną, że mam ochotę rzucić monitorem  o podłogę i podeptać w dzikiej furii w towarzystwie wrzasku mojego. Takiego wrzasku wewnętrznego, o który wcześniej nie podejrzewałbym siebie, takiego, którego już nie umiałbym zatrzymać  i cały świat usłyszałby mnie...
        Stoicki spokój okazałby się grą , maską, nakazem, wytrenowanym przez lata praktyki, zachowaniem, jakiego  bliscy z mojego świata ode mnie oczekiwali. Sam zacząłem uważać, że jest ono jedyne właściwe.  
      Mój sekretarz więc, ratował mnie przed tym wybuchem, eksplozją. 
      Miałem tak szczelnie wzniesiony bunkier szklany. Okienka, wciąż zmieniające swoje miejsce na szklanej tafli, w dla mnie tylko znanym porządku , pozwalały mi na kontakt ze światem i ...
      ...miałem spokój...
       Ten inwazyjny gorąc wulkanu wkurzał mnie i przewracał wszystko w moim uporządkowanym, zabunkrowanym świecie emocji. Tęsknota za ciepłem była mniej bolesna od  wszechogarniającej!!!,  szatańskiej wściekłości !!!!
     
     ...dobrze mieć sekretarza...
      
      ...mam spokój....


         alegoria




****************************************************************************************************************************************************************************




...pomiędzy światami...
     
                 ...pomiędzy przeszłością odległą


         a przyszłością nieznaną,
         pomiędzy mrokiem duszy 
         a blaskiem jasnego umysłu, 
         światło z cieniem wiruje 
         tworząc  historycznej treści 
          i formy głębię przepastną...
                                    
                                       ...pomiędzy światami...


         alegoria


****************************************************************************************************************************************************************************
       Opętał , ramionami oplótł ją Dybuk przeklęty, z duszą poranioną, wyziębiony Ziemianin jeden, który ciepła i miłości nie zaznał za życia zbyt wiele.
       Nienasycony w pieszczotach niewinnych, jak dziecko odtrącane, wciąż łaknący aksamitu piersi matczynej . 
      I uwiesił się jej ciepłego uda, jak płaz oślizły nagrzanego słońcem kamienia. Czerpał życie z niej jak żebrak ostatni.  
     Całe życie dawał innym i nic nie dał , no bo dawać nie umiał... 
     Całe życie brał od innych i nic nie wziął, no bo brać nie umiał...
     Bez miłości, bez słodyczy, bez uścisku, bez dotyku tkwił w swojej dziurze w ziemi, taki ginący, zapłakany, smutny, wpatrzony w kopyta swoje i ogon diabelski swój .        
      Zatrwożona pozwalała przylgnąć mu do gładkiej skóry i czerpać życie,  brać wszystko, co potrzebne dziecku niechcianemu.
       I dawała miłość matczyną tak długo , tak długo i taki bezmiar miłości, aż poczuł, że żyje. 
      Otrząsnął się z kopyt i szatańskiego ogona. 
Uniósł twarz,  spojrzał w niebo, słońce,  chmury zobaczył,
i dostrzegł, 
      że ta miłość, którą brał, miłością nie była...
      że miłość  ta, którą dawał, to nie miłość była...
      Zakwilił jak maleństwo w beciku, które zapach mleka, ciepłej skóry i troski Matki Natury czuje i wie, że miłość ta nieskończona jest. 
       Zakwilił jak niemowlę nakarmione i poczuł, jak Niewinna Miłość Natury Matki przepełnia pierś jego 
        i aż do ramion sięga,
         krtań spowiła jedwabiem, 
        oczy załzawione, smutne ożywiła.
       I pozwolił, by w czułe, delikatne dłonie ciepłe  twarz w masce Dybuka ujęła i człowieczeństwo przywróciła.
         Bez egzorcyzmów,  przekleństw i modłów tajemnych.
         
                    ...taka to Miłość była...
                    ...bezkresna ta Miłość była...
      


             alegoria


********************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz