...nie zapisane strony matki księgi...

               Twarz poorana bruzdami zmarszczek...
Wyrażały wszystkie nagromadzone i ciążące, jak plecak pełen kamieni niepotrzebnych, emocje. Niewypowiedziane, stłumione lęki, połknięte łzy smutku i żalu, boleść po stracie najbliższych, złość i niezgodę na krzywdę , cierpienie, niesprawiedliwość. Krzyk bólu , przerażenia, ciszę bezsilnego paraliżu, niemoc i bunt przeciw niesprawiedliwości, niezgodę na niewyobrażalną przemoc.
      Oczy skupione raczej do "wewnątrz", całe ciało słuchało głównie plątaniny myśli, analiz w  bezładnej gonitwie za zrozumieniem, zapamiętaniem, zapomnieniem, wyjaśnieniem, dopasowaniem argumentu, bezładnej gonitwy myśli  za wszystkim, co choć na chwilę przyniosło by ulgę. I  przynosiło... na chwilę. Po chwili następna fala przytłaczających myśli, myśli, które wprowadzały zamęt i przekreślały, dezaktualizowały wszystkie wcześniejsze wyjaśnienia. Przecież to horror . Kiedyś chyba cierpiała z tego powodu. Dziś somatyczne zmiany sylwetki mówią o dawniejszej , przytłaczającej lawinie boleści, lawinie bota i kamieni, ponad ludzkie siły , dla tak wrażliwej  dziewczynki, jaką była w czasie wojennego sztormu. Wśród dość sporego grona bliskiej rodziny: ciotek , kuzynów, kuzynek, brata, dziadka i babci, matki przeszła samotnie drogę piekielną, przeżywając śmierć ojca przedwczesną, w samym środku wojennych sztormów. 
     Gdy ją spotykam, parę godzin zajmuje mi przedarcie się przez gąszcz poplątanych myśli, skryptów, nieuprawnionych, dla niej tylko zrozumiałych i oczywistych skrótów myślowych, dylematów etycznych, przekonań nabytych i odziedziczonych. Ogromnie zdarta płyta, kryształowy puchar porysowany przez ostre kamienie i głazy, które życie wrzucało do tego delikatnego naczynia. 
    Przedzieram się przez ten gąszcz, zrywam i wyrzucam tą plątaninę , a w miejsce pozrywanych połączeń wyrastają nowe, bardziej gęste wredne kłęby myślowe. Odradzają się jak hydra, coraz mocniejsze.
Cierpliwość, ciepło, zrozumienie i akceptacja mogą sobie poradzić z tym piekłem na ziemi. 
 Muszę ją za każdym razem wydobyć z tego krwiożerczego kokonu. Po moim wyjeździe przez czas jakiś jest pogodna, potem znów porasta kokonem pajęczym. 
     Jej przeżycia z dzieciństwa opowiadane setki razy, to obrazy, które wciąż mam przed oczami . Pozwalam jej 101 raz opowiadać to samo zdarzenie, zawsze tak samo ubarwione tłumionymi  przez lata emocjami .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz