wtorek, 29 stycznia 2013

      


Węzły uczuciowe Liny.


        Lina tylko z Nim spędzała swój wolny czas. Jego obecność przydawała jej istnieniu sens.

        Po jego śmierci zaległa w najciemniejszym kącie mieszkania, jak bezużyteczny, stary grat. Jej zupełna bierność a apatia niekorzystnie wpływały na ocenę zdarzenia, w którym On stracił zycie.
       Na poplamionych płaszczyznach odrapanych z tynku ścian celi, do której została wrzucona, retrospektywne obrazy przepływały powoli, niczym sceny kiepskiego melodramatu.
       Przenikały się nawzajem, wirowały, tworząc tunel poplątanych czasowo zdarzeń.
W tak swoistym kalejdoskopie obraz zatrzymał się na wspomnieniu letniego, upalnego dnia. On zabrał Linę w góry. Wspinali się beztrosko, coraz wyżej i wyżej po stromej ścianie grani. Samica raroga uniosła się nad skałą, niespokojna o los piskląt, krążyła nad nimi, gotowa zanurkować w samobójczym locie w obronie gniazda.
    Z wysiłkiem ogromnym, krok po kroku, wspinali się, wciskając czubki butów w szczeliny w skale.  Nagle niewielka półka skruszyła się pod butem i posypała w kilkusetmetrową przepaść. On zaczął osuwać się , nie mogąc trafić na występ skalny, który zatrzymałby zbliżającą się tragedię.
    Orlica wylądowała w gnieździe obok piskląt i z ptasim zaciekawieniem spoglądała na niecodzienne zdarzenie. Wtedy to właśnie ON, z dłonią w mocnym uścisku Liny mógł swobodnie drugą ręką poszukać szczeliny odpowiednio stabilnej. Stopami wyszukał haków, które wcześniej umieścił w skalnych wyłomach. Droga wspinaczkowa, którą On wybrał, była prostowaniem wytyczonej wcześniej trasy. Nie należała do najtrudniejszych i niebezpiecznych. W bliskiej odległości od orlego gniazda była dość znaczna półka skalna, na której można było odpocząć przed ostatecznym podejściem do kilkumetrowej , gładkiej ściany, prowadzącej na płaskowyż. Przygoda zakończyła się szczęśliwie. On z Liną wrócili do domu tuż po zachodzie słońca. Wspólnie przeżyte niebezpieczeństwo zbliżyło Onego do Liny. 
      Inną sytuacją, która może świadczyć o niewinności Liny, o jej przywiązaniu do Onego, to zdarzenie z rodeo. Przygotowywał się do zawodów kilka tygodni. Należało ujeździć wcześniej załapanego mustanga. Młody ogier nie był oswajany z siodłem, czy z jeźdźcem bez siodła. Nieujarzmiony, robił świecę i skakał na boki.
    Była dziki...
    Po kilku próbach i przebieżkach za koniem, onemu udało się zarzucić lasso na szyję narowistego rumaka. Powoli, z ogromnym spokojem i cierpliwością podszedł do ogiera, uspokajająco pogładził go po łbie i  grzywie, po czym szybkim, zwinnym ruchem wskoczył na koński grzbiet. Lina zajęła miejsce przed Nim, mocno oplatając ramiona Onego i szyję mustanga. Stępa ruszyli przyspieszając. W galopie koń nagle zatrzymał się , stanął dęba zrzucając z grzbietu intruza, uskoczył w bok i pognał cwałem przed siebie.
Lina, opleciowa wokół szyi konia, rozciągnęła się pomiędzy pędzącym koniem a Nim, który sunął po trawie. Próby powrotu na grzbiet konia kończyły się niepowodzeniem. Nie przy tej prędkości. W akcie desperacji Lina zluzowała uścisk i wylądowała pod końskimi kopytami, powodując upadek mustanga. Po kilku koziołkach On wylądował na trawie, odrapany i zakrwawiony.
        Te dwa zdarzenia świadczą o jej  ślepym, bezwzględnym, bezrozumnym, bezrefleksyjnym przywiązaniu. Czy miała wpływ na decyzję Onego w sprawie samobójstwa? Nie sądzę. Owszem, niezaprzeczalnym faktem jest, że towarzyszyła mu w tej ostatniej chwili jego życia. Zabrał ją na strzych, sam zaniósł drabinę , po której wspiął się pod dach i na legarze zawiedsił Linę. Pętlę założył na szyję i skoczył z drabiny. Solidnie zrobiony węzeł zacisnął się na szyi. Lina nie mogła go uratować. Nie potrafiła podjąć działania w swym bezrozumnym istnieniu, Niezdolna do poruszeń samodzielnych była przecież zwykłą liną, której nie można przypisać intencji i oskarżenie Liny o popełnienie zbrodni jest nieporozumieniem. Więzy łączące Jego z Liną nie były uczuciowymi węzłami, lecz sposobem wiązania i skracania sznurków...
 



        alegoria...

       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz